poniedziałek, 25 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 1

Rozpakowałam kilka kartonów, które ze sobą przywiozłam i postanowiłam rozglądnąć się trochę po okolicy. Zabrałam ze sobą tylko telefon i portfel, bo po drodze chciałam też zrobić małe zakupy. Popatrzyłam za okno, pogoda jak marzenie więc nie brałam żadnej bluzy ani kurtki, miałam nadzieję, że to co mam na sobie wystarczy i nie złapie mnie żaden deszcz czy burza, bo nie zapowiadało się na to. Upewniłam się jeszcze czy dobrze zamknęłam drzwi i ruszyłam chodnikiem w przeciwną stronę z której przyjechałam, w kierunku centrum miasta. Stwierdziłam, że spacer dobrze mi zrobi. Słońce delikatnie rzucało na moją twarz rozkoszne ciepłe promienie.

Szłam chodnikiem wzdłuż ulicy i nim się obejrzałam byłam już w centrum. Przed zakupami wstąpiłam jeszcze do kawiarni i zamówiłam mrożoną herbatę. Usiadłam przy stoliku zaraz przy oknie, a kelnerka wręczyła mi mój ulubiony napój, na co odpowiedziałam skinieniem głowy i cichym "dziękuję". Upijając co chwilę łyk obserwowałam widoki za oknem, totalnie zapominając o wszystkich problemach. Widać było kawałek plaży, oceanu i zachód słońca, to właśnie zapierało mi dech w piersiach. Następnie zaczęłam obserwować ludzi, każdy pędził do innego miejsca, każdy tak samo zabiegany, każdy obojętny w stosunku do drugiego. Ciche westchnięcie znalazło ujście z moich ust. Powoli robiło się ciemno, ale to miasto żyło swoim własnym życiem tysiąca świateł, pomimo późnej godziny, wydawało mi się, że ludzi na ulicach przybywało.

I w końcu nadszedł również mój czas, zapłaciłam za herbatę i wyszłam z kawiarenki kierując się w stronę najbliższego sklepu. Wybrałam jakiś supermarket i biorąc ze sobą koszyk ruszyłam na wycieczkę między regałami. Spacerowałam tam i z powrotem wybierając potrzebne mi rzeczy. Kiedy wydawało mi się, że mam już wszystko, obróciłam się gwałtownie z myślą pójścia do kasy i robiąc przy tym duży krok, wpadłam na kogoś. Syknęłam z bólu ponieważ, straciłam równowagę i upadłam.

- Patrz jak chodzisz niezdaro - prychnęła sarkastycznie zbierając szybko upuszczone rzeczy. Zilustrowałam dziewczynę, była mniej więcej mojego wzrostu, ciemne włosy, ręce pokryte tatuażami i w wardze kolczyk.

- Ja przecież nie chciałam, przepraszam - zaczęłam tłumaczyć.

- Daruj sobie, mam gdzieś to twoje przeprosiny - widząc ochronę zbliżającą się w naszą stronę ulotniła się tak samo szybko jak się zjawiła. Mężczyzna znalazł się obok mnie i pomógł mi się pozbierać. Zaczęłam tłumaczyć co się wydarzyło, na co on machnął tylko ręką i kazał iść z nim do kierownika. Weszłam pewnym krokiem przez uchylone drzw. Naprzeciw nich znajdowały się dwa biurka, a za jednym z nich siedział blady, szczupły mężczyzna o krótkich brązowych włosach i kilkudniowym zaroście.

- Co tym razem? - zilustrował mnie a następnie jego wzrok powędrował na ochroniarza. Słuchając tego co mówił stałam patrząc na niego z wielkimi oczami i otwartą buzią. Zwalił na mnie winę, więc wywiązała się z tego powiedzmy "mała" awantura. Nie mogłam odpuścić, kazałam mu pokazać nagrania z monitoringu i to co (nie)zobaczyłam wkurzyło mnie jeszcze bardziej, bo ewidentnie było widać, że ja tego nawet palcem nie tknęłam. Kierownik kazał opuścić pomieszczenie ochroniarzowi, co mnie bardzo zdziwiło. Przekazał mu też tylko, że porozmawiają sobie później sami. On natychmiastowo wykonał to polecenie i zostałam sama.

- No to co? Teraz wizyta na komisariacie? - zapytał z kamienną twarzą wyciągając telefon z kieszeni. Co? Co on robi? On się dobrze uczuje? Przecież przed chwilą sam widział, że to nie ja... Nagle moje serce przestało samo bić, ale całe ciało pulsowało razem z nim. Lekka panika wywoływała coraz to gorsze myśli. Patrzyłam na niego, jakbym patrzyła na ducha. Odłożył komórkę na blat. Czekałam na kolejny ruch. Oparł się plecami o fotel, wyciągnął jednego papierosa z kieszeni i włożył między wargi. Wziął do ręki zapalniczkę, a następnie podpalił. Wciągnął dym do ust i zatrzymał na moment. Wypuszczał dym. Powoli. Zmysłowo. A ja obserwowałam dokładnie każdy jego ruch.

- Alex Ross, miło mi - wstał i wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja nie wiedziałam co to wszystko ma znaczyć. - Widzę, że nadal nie bardzo rozumiesz - zaśmiał się ukazując szereg białych zębów. - No przecież widziałem, że to nie ty, tylko chciałem jeszcze raz zobaczyć jak się złościsz bo wyglądasz wtedy uroczo.

Zdążyłam powiedzieć tylko ciche "dziękuję, jak to już koniec to ja sobie pójdę" wskazałam drzwi bredząc głupoty. Nic tylko przywalić sobie pięścią w twarz. Uciekłam stamtąd jak najszybciej. Przyłożyłam rękę do policzka i poczułam, że spaliłam niezłego buraka. On jeszcze zaczął coś mówić, ale już nie odwracałam się. Zakupy w koszyku czekały, mało się o nie nie zabiłam, ale chciałam jak najszybciej opuścić len lokal.

Cel obrany - kierunek dom.

Droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie, bo przeważnie w głowie miałam sytuację ze sklepu. Stwierdziłam, że nie będę wracać dalej na nogach bo to duży kawał drogi a było już coś po północy. Usiadłam na przystanku i oparłam brodę na zaciśniętej w pięść dłoni. W telefonie zaczęłam przeglądać rozkład jazdy autobusów. I wtedy jakby mi ktoś z nieba spadł. Zatrzymał się obok mnie samochód i oczywiste pytanie "potrzebujesz podwózki?". Odwróciłam się i patrzyłam z niedowierzaniem. Mentalnie przywaliłam sobie w twarz.

Strzelić sobie w głowę? Zakopać się żywcem? Skoczyć z mostu, a może pod samochód?

Cwaniacki uśmiech zagościł na jego twarzy. Dodał tylko krótkie "wsiadaj". Zrobiłam tak jak kazał. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i wślizgnęłam się do środka, szybko zamykając je i zapinając pas. Podałam adres cały czas patrząc przed siebie. Czułam zażenowanie, gdy się we mnie wpatrywał. Ta droga to chyba najdłuższa z możliwych. Muzyka w radiu cicho leciała w tle. Nie wiedziałam czy pytać o coś, czy lepiej siedzieć na dupie i nic nie mówić.

- Więc jak masz na imię piękna istoto? - zaczął, nie odrywając wzroku od drogi.

- Rose - odpowiedziałam i już pewniej odwróciłam głowę, przyglądając się profilowi bruneta. Wyglądał młodo, około 25 lat. Jego niemal idealnie zarysowana szczęka, była minimalnie zaciśnięta, a jego usta przywodziły mi na myśl odcień dojrzałych malin. Jego wzrok był skupiony na drodze, która wydawała się dość pustawa, poprawił ręce na kierownicy i wtedy moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi, gdy chłopak gwałtownie wszedł w zakręt, znajdując się na drodze, która prowadziła pod prąd.

- Chyba sobie jaja robisz! - nie panowałam nad głosem, który wydobywał się z moich ust - Kurwa człowieku chcesz nas zabić? Zjeżdżaj na tamten pas! - szybkim ruchem wskazałam część jezdni obok. Omijał samochody jadące z naprzeciwka. Z całych sił ściskałam fotel, czułam jak moje ciało wciska się w nie pod wpływem prędkości.

- Zaraz - powiedział ze stoickim spokojem, jakby jazda pod prąd była czymś normalnym i dozwolonym, następnie zrobił to co mu kazałam, jechał ale już na właściwym pasie i z właściwą cyfrą na liczniku, kamień z serca mi spadł co nie zmieniało faktu, że nadal byłam wściekła.

- Co to w ogóle miało być? Chwila dłużej i leżelibyśmy pewnie gdzieś na drzewie... albo na masce tamtego tria! - wędrowałam ręką za mijającym nas wielkim samochodem towarowym. Krew w moich żyłach niebezpiecznie pulsowała. A moja złość z każdą sekundą wzrastała bardziej. Aż mnie ręce świerzbiły, żeby mu przywalić.

- No to teraz już wiem, że prędko o mnie nie zapomnisz - dodał ze zwycięskim uśmiechem. - Jesteśmy na miejscu - obejrzałam się za szybę i poznałam okolicę, dom. Starałam się szybko zebrać, jednak on wyszedł i postanowił otworzyć mi drzwi. Stanęłam przed nim i rzuciłam krótkie "dzięki za podwózkę".

- Przyjemność po mojej stronie, do zobaczenia Rose - uśmiechnął się delikatnie i zniknął w swoim czarnym audi. Patrzyłam jak samochód momentalnie nabiera prędkości i znika za kolejną ulicą.

Obróciłam się na pięcie i podeszłam do drzwi. Nie długo stałam przed nimi. Byłam pewna, że je zamknęłam, a teraz z łatwością mogłam je otworzyć bez użycia kluczy. Jedno wyjście. Ktoś się włamał. Pchnęłam niepewnie drzwi, bojąc się widoku jaki mógł znajdować się za nimi. Wyciągnęłam rękę, zaczęłam po omacku szukać włącznika i gdy go znalazłam włączyłam światło mrużąc przy tym oczy. Wszystko na swoim miejscu. A w pobliżu nie było niczego podejrzanego. Trochę dziwne. Oglądnęłam każdy pokój, wszystko jak przed wyjściem. Więc, może to jednak ja mam problemy z pamięcią?

Z tego powodu iż było długo po północy, postanowiłam wziąć tylko kąpiel i iść spać.
Weszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie ubrania. Z zniesmaczeniem patrzyłam na odbicie mojego ciała w lustrze. Siniaki na brzuchu były ogromne, niebieskie i czarne.

Jego wzrok był inny niż zwykle. Zawsze w jego spojrzeniu było widać szaleństwo i złość, jednak tym razem było dużo gorzej. Jake popchnął mnie w stronę blatu kuchennego. Zachwiałam się i upadłam a on z szyderczym uśmiechem powoli podążał za mną.

- Wstawaj! - krzyknął. - Jesteś taka słaba! - jego głos grzmiał mi w uszach.

Ledwo wstałam a on uderzył mnie prosto w twarz. Następny cios był tuż pod klatką piersiową, jęknęłam. Czy to na prawdę mój czarujący książę? Wyglądał na całkowicie niepoczytalnego. Pragnął w tej chwili tylko jednego, mojej śmierci.

Przesunęłam rękę z brzucha na udo, które zdobiła głęboka, jeszcze świeża szrama.

Wziął do ręki nóż, po czym zaczął nim obracać przyglądając się ostrzu z zaciekawieniem. Jego koniec zwrócił w moim kierunku. Zbliżył się z wyższością, następnie kucnął obok i przyłożył przedmiot ostrą stroną do mojej nogi. Patrzył mi prosto w oczy powoli przejeżdżając nożem po udzie.

- Boli? - zapytał z udawaną troską w głosie, następnie wyciągał nóż z rany. - Miało boleć! - warknął. Gdy myślałam, że powtórzy swój czyn, zadzwonił telefon. On tylko wychylił się, żeby dostać komórkę z blatu, a właśnie to dało mi szansę na ucieczkę. Rzuciłam się do biegu. Wszystko było jak w zwolnionym tempie. Byłam już w drzwiach. I wtedy zrobiłam coś bardzo głupiego, coś co nie powinno mieć miejsca - odwróciłam się. Dałam mu czas, którego potrzebował aby mnie dogonić i złapać. Najgorszy błąd jaki do tej pory popełniłam.

Moje ramie wyglądało źle. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po niebiesko-fioletowej plamie. Syknęłam, wykrzywiając twarz w grymasie.

- Proszę przestań - moje ciche błagania jeszcze bardziej go rozwścieczyły. 
Furia. Zaczęła go pochłaniać.
Furia. Nie potrafił się jej postawić. 
Furia. Jako jego nowa przyjaciółka. 
Chwycił mnie za włosy i pociągnął w głąb mieszkania. Po raz kolejny upadłam na ziemię, a łzy spływały po policzkach. Jake zaczął mną szarpać. Uderzył mnie w żebra, a następnie z całej siły kopnął w ramię. Biłam i kopałam go z nadzieją, że coś to da. Szczęśliwym trafem, mój kolejny cios został zadany prosto w jego kroczę, co dało mi dużą przewagę. Chłopak skulił się, a ja w tym czasie nie czekając na nic, wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu odjeżdżając jak najszybciej.

Wcześniej nalałam ciepłej wody do wanny i dodałam trochę płynu do kąpieli. Zanurzyłam się w przyjemnej pianie, nie chcąc patrzeć dłużej na swoje okrutnie potraktowane ciało.

Po kąpieli ubrałam się w przygotowane wcześniej rzeczy. Wysuszyłam włosy i opuściłam łazienkę, kierując się w stronę sypiali. Nie miałam już ochoty na żadne jedzenie, więc odpuściłam sobie kolację. Poza tym było już bardzo późno. Położyłam się na łóżku, czując przyjemne ciepło i miękkość koca. Ułożyłam poduszkę i wtuliłam się w nią. Zmęczona po dzisiejszym dniu zamknęłam oczy, a sen stopniowo mnie zabierał.

Kiedy obudziłam się już rano, sen odchodził w zapomnienie. Ja niestety musiałam przygotować się na przyjęcie kolejnego dnia. Słońce świeciło prosto na moją twarz, ponieważ zasłony były odsłonięte, a ja byłam odwrócona w stronę okna. Panowała cisza. Byłam sama. Co było dla mnie nowością. Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę, następnie od razu skierowałam się w stronę kuchni na śniadanie. Chwilę zastanawiałam się co mogę zrobić, aż w końcu zdecydowałam się na zwyczajne kanapki. Podeszłam do blatu z zamiarem zaparzenia porannej mocnej kawy, lecz coś przykuło moją uwagę. Nie... nie coś, tylko ktoś.

Po drugiej stronie ulicy stał chłopak oparty o framugę okna. Skanował mnie wzrokiem bez żadnego najmniejszego wyrazu twarzy. W ręce przy uchu trzymał komórkę. Zdezorientowana poświęciłam moją uwagę na wlewaniu wody do czajnika. Ponownie podniosłam niepewnie głowę, a on nadal był w tej samej pozycji. Nadal patrzył na mnie, a ja na niego. Moje próby odczytania czegoś z jego ruchu warg, były nieskuteczne. Wraz z zakończeniem połączenia, chłopak z burzą loków na głowie kiwnął głową na znak, że zrozumiał, następnie obrócił się i dosłownie sekundę później zniknął w oknie. Wszystko może byłoby okej tylko, że to trwało stanowczo za długo. To raczej nie możliwe, że miał chwilowy zawias. Rozumiem, gdyby się popatrzył i tyle, ale on patrzył przez dobre 10 minut, nawet nie drgnął i byłam pewna, że mówił o mnie.


____________________________________________________________________
Mam nadzieję, że nie jest najgorzej :)

Tak więc, kolejny już niedługo 
Ps. Jeżeli to czytasz, to proszę zostaw komentarz (jestem ciekawa, ile osób czyta tego bloga) 

PROLOG

Może byłoby teraz dobrze gdyby nie człowiek, który mnie zniszczył. Doszczętnie zniszczył moją psychikę. Moje ciało też zniszczył. Mimo wszystko zawsze mu wybaczałam. Kochałam go z całego serca, nawet wtedy kiedy był potworem. Mówił, że to dla mojego dobra, niby chciał dobrze. Do tej pory nie potrafiłam od niego odejść. Wmawiałam sobie, że bez niego będę nikim, że sobie nie poradzę. Byłam bardzo mocno przywiązana i przyzwyczajona do niego pomimo bólu jaki mi wyrządzał. Trudno odejść od osoby, która już stała się częścią twojego życia. Czasem gdzieś wyjeżdżasz, poznajesz kogoś przez tydzień i trudno jest Ci się z nim rozstać a co dopiero po kilku latach!
W nowym miejscu, z nowymi ludźmi, zostawiając wszystko za sobą zaczynam nowe życie jako zupełnie inna, odmieniona osoba. Przeprowadzka wydaje się jedyną możliwością ucieczki. Może ucieczka nie rozwiązuje problemów, aczkolwiek pomaga odpocząć od rzeczywistości. Chcę żyć chwilą trwającą teraz, nie powracać do przeszłości.

Chociaż wspomnienia nigdy nie umierają.

Wjeżdżam na podjazd parkując samochód przed garażem. Wysiadam z auta i wyciągając kluczyki zarówno jak i do nowego domu tak i do nowego (lepszego) życia, biorę głęboki wdech. Stawiam twardo stopy na chodniku i rozglądam się po okolicy. To osiedle bardzo różni się od poprzedniego, w którym mieszkałam, wszystko wygląda tak jak sobie wyobrażałam. Jest idealnie. Każdy dom ma swój ogródek, żadnych bram, tylko zielona trawa i podjazdy ułożone z kamyczków. Rzędy domów dzieli dość szeroka ulica. Nie chcąc tracić czasu wyciągam kilka kartonów, które znajdują się na tylnych siedzeniach po czym kieruję się w stronę domu. Wchodząc drzwiami frontowymi w moje nozdrza od razu uderza zapach świeżości. Pierwsze pomieszczenie które widzę to kuchnia połączona z dużym salonem i tam na początek ruszam. Zostawiam kartony na blacie a sama kładę ręce na nim podpierając się i rozglądając dokładniej po pomieszczeniu. W mojej głowie pojawia się kilka pomysłów, co zmienię w wyposażeniu, na jaki kolor przemaluję ściany i kilka detali jakie mam w planach zmienić. Po drugiej stronie holu znajdują się dwa schodki w górę, które prowadzą do sypialni. W niej standardowo łóżko, szafa, komoda. Pod ogromnym oknem, które wpuszcza dużo światła znajduje się mały stolik a obok niego mięciutka pufa i kilka dodatków które poprawiają wystrój tego pomieszczenia. I drzwi w rogu sypialni, otwierając je moim oczom ukazała się ulubiona część domu jak przypuszczam każdej kobiety - garderoba. Następnie jest łazienka dosyć sporych rozmiarów, kafelki są w kolorze białym a szafki w czarnym, co daje niesamowity efekt.
Przez duże szklane drzwi w salonie wychodzę na taras, przede mną znajduje się piękny ogród, kolorowe kwiaty, drzewa a pośrodku nich hamak, który wywołał na mojej twarzy ogromny uśmiech, bo przypomina mi dzieciństwo. Miałam cudowne dzieciństwo i nigdy niczego mi nie brakowało. Uwielbiałam wygłupiać się z bratem, zawsze mieliśmy zwariowane pomysły. Fajnie jest tak czasem wrócić myślami do starych dobrych czasów. Obok mojego obiektu wspomnień i westchnień wybudowany jest kamienny krąg z paleniskiem.
Ogółem dom nie jest duży ale nie jest też mały, jest za to bardzo przytulny i urządzony w nowoczesnym stylu.
Idę do samochodu po jeszcze jeden karton, ale moją uwagę zwraca pewien mężczyzna, który stoi po drugiej stronie ulicy.

Nowe życie = nowe znajomości.

Dobrze byłoby poznać swoich sąsiadów, zawiązać nowe znajomości. Postać spogląda w moją stronę ale skąd mam wiedzieć czy patrzy na mnie. Duże, czarne okulary przeciwsłoneczne są przeszkodą przez, które nie mogę zobaczyć odpowiedzi. Przygryzam wargę i zakładam kosmyk włosów za ucho, niepewnie podnoszę rękę i macham. Nic. Zero reakcji z jego strony.
- Cześć - więc próbuję jeszcze raz, przywołując na swą twarz drobny uśmiech.
Powoli zakłada okulary na włosy i mruży oczy. Patrzy się w moją stronę ale nadal nic. Nie odwzajemnia mojego gestu, nic nie mówi. Jego twarz ma kamienny wyraz, chwilę później uchyla usta. Już sama nie wiem czy to był taki dobry pomysł z tymi nowymi znajomościami. Jak to się mówi, liczy się dobre pierwsze wrażenie, a mężczyzna w białym podkoszulku i czarnych spodniach nie wywarł na mnie takiego. Mogę stwierdzić, że jest dość dziwny. Nie. On jest bardzo dziwny. Z głupiej sytuacji ratuje mnie telefon. Szybko wyciągam z kieszeni i odwracam się na pięcie aby nie być już w tym dziwnym kontakcie. Na ekranie komórki widnieje numer biura nieruchomości, naciskam zieloną słuchawkę i przykładam telefon do ucha.
- Dzień dobry.
- Witam panią Rose. Czy widziała już pani mieszkanie i czy jest pani zadowolona? Nie zmieniła pani decyzji?
- Tak oczywiście, jestem bardzo zadowolona z mieszkania - z sąsiadów nie bardzo, dodaję w myślach.
- Dobrze to ja przyjadę w tym tygodniu w celu dokończenia transakcji zakupu działki.
- Dobrze to ja dziękuję i do zobaczenia.
Rozłączam się i w duchu dziękuję za ten telefon, nawet za tak krótką rozmowę. Zabieram z samochodu ostatnie pudło i kątem oka patrzę na drugą stronę ulicy, ale już nic tam nie zastaję. Tajemniczy nieznajomy zniknął.
Naprawdę wywarł na mnie specyficzne wrażenie.
Ale czy to znaczy, że mam się trzymać od niego z daleka?
Lydia Land of Grafic